Akcja burzenia cerkwi prawosławnych na Chełmszczyźnie i Południowym Podlasiu


Idź do spisu treści

Menu główne:


Stanisław Cat-Mackiewicz, Dzieci na semaforach i zwrotnicach ("Słowo")

Świadectwa epoki > Publikacje prasowe


W miesiącu czerwcu i lipcu br. na terenie wschodnich powiatów woj. Lubelskiego na rozkaz władz administracyjnych zburzono 114 cerkwi prawosławnych i domów modlitwy. W niektórych wypadkach do burzenia przez władze administracyjne używani byli więźniowie kryminaliści.

Między innymi zburzono w Szczebrzeszynie w powiecie zamojskim cerkiew założoną w 1194 w wieku XII. Zburzono w Białej Podlaskiej cerkiew zbudowaną w 192 r. według planów zatwierdzonych przez województwo, w miejscowości Kijowiec zbudowaną przez prawosławnych w r. 1936, w Kodniu również w 1936, w Kostomłotach rok temu w 1937, w powiecie biłgorajskim zburzono 5 cerkwi zbudowanych pomiędzy rokiem 1932 a 1938, podobnie w powiecie chełmskim, tomaszowskim, włodawskim, zamojskim. Cerkwie te nigdy nie były ani kościołami łacińskimi, ani cerkwiami unickimi, wzniosła je ludność prawosławna już w niepodległej Polsce z ofiar pomiędzy sobą uzbieranych. Niektóre z tych cerkwi były bardzo ubogie. Obok akcji burzenia cerkwi szereg popów zostało ukaranych grzywną lub aresztem za odprawianie nabożeństw; w jednym - cytowanym przez posła Barana w interpelacji - wypadku zastosowano do popa uniwersalny środek na dolegliwości państwowe, mianowicie groźbę wywiezienia do Berezy.

Piszący te słowa jest w posiadaniu szeregu dokumentów, listów i opisów, w jaki sposób odbyło się na oczach ludności prawosławnej jej świątyń. Ludziom, którzy wyrośli w epoce bliskiej tej, kiedy Moskale stosowali odbieranie naszych kościołów i kary na naszych księży, będzie przykro: do tego stopnia obecne obrazki swoja brutalnością i bezwzględnością wobec cudzych uczuć religijnych przypominają tamte czasy.

Ciśnie się na usta pytanie:
Po co to było potrzebne? Cerkiew prawosławna, niegdyś ultralojalna wobec cesarzy rosyjskich i narzędzie rusyfikacji na naszych ziemiach, po wybuchu rewolucji straciła wszelkie parcie. Ta część hierarchii prawosławnej, która znalazła się w Polsce, nie miała oparcia nawet u swoich parafian, ponieważ ci mówili po ukraińsku, rusku, białorusku, popi mówili po rosyjsku. Wobec tego cerkiew uzależniła się od aparatu państwowego i stała się całkowicie lojalną mniejszością, czego oczywiście o mniejszości ukraińskiej powiedzieć nie można.

Ponieważ w Polsce zamieszkuje 3 762 500 prawosławnych (trzy miliony siedemset sześćdziesiąt dwa i pół tysiąca), więc ten fakt, że cerkiew i jej hierarchowie nie mając podtrzymania od bolszewików, nie mając oparcia u Ukraińców czy separatystów białoruskich, uzależniała się coraz bardziej od naszych rządów,
był dla nas faktem pomyślnym i trzeba było upaść na głowę, aby się tego atutu przez ukrainizację względnie białorutynizację tej cerkwi.

Jednak tośmy zrobili.

Jakie są teraz skutki ostatniego
wyczynu rozumu państwowego?

Oto po zburzeniu 114 cerkwi:
1) Metropolita Dionizy, ten ultralojalny metropolita Dionizy, wydał z innymi archijerejami prawosławnymi list pasterski, który uległ konfiskacie. Trzeba było istotnie
kunsztu, aby takiego zdecydowanego ugodowca jak Dionizy, pchnąć do roli biskupa Krasińskiego czy Hryniewieckiego.
2) Ukraińcy i Rosjanie - którzy dotychczas byli między sobą na noże - pogodzili się i idą razem w obronie Cerkwi prawosławnej, wołając głośno o jej prześladowaniu. Niech sobie kto chce z publicystów polskich napisze, że to oskarżenie o prześladowanie jest niesłuszne - ja tego nie napiszę!
3) W roli obrońcy pokrzywdzonego prawosławia wystąpił w Sejmie ukraiński nacjonalista dr Baran. Atut prawosławia został nam odebrany, wzięli do rąk go Ukraińcy.
4) W prasie rumuńskiej, niemieckiej, emigracyjnej rosyjskiej burzenie cerkwi odbiło się głośnym echem, a tej prasy skonfiskować nie można. Można u nas zakazać pisania o burzeniu cerkwi, tak jak zakazywało się "
dla dobra śledztwa" pisania o Bieganku, ale z tego nic nie wyjdzie, tak jak "bieganki" się nie złapało przez zakazy piania. To wszystko jest tłuczeniem termometrów pokazujących gorączkę; jeszcze jedno zajęcie dla dzieci.

Istotnie porównanie z dziećmi nasuwa się przez cały czas pisania tego artykułu. Widziałem dzieci, które na szynach kolejowych ustawiały piramidkę z kamieni. Czy to były bardzo złe, bardzo zepsute dzieci? Nie - były to po prostu dzieci. Ale strach pomyśleć, co by mogły one poczynić, gdyby się, dostały do semaforów, do zwrotnic, jaką spowodowałyby katastrofę. Otóż, takie burzenie świątyń prawosławnych to polityka dzieci, które dostały się do semaforów i zwrotnic.

Dzieci te działają w dobrych intencjach. Wiedzą to, co wie każdy, że byłoby dobrze, aby trzy miliony prawosławnych przyjęły rzymski katolicyzm, bo to ich lepiej zwiąże z Polską, Ale jak to dzieci, zabierają się. do tego w sposób naiwny i niszczycielski, chcąc naprawić - psują, niszczą, rozbierają. Nie przez złe serce, o nie! Do wszystkich naszych kłopotów narodowościowych, społecznych, gospodarczych to burzenie cerkwi dodaje nam jeszcze kwestię religijną. Potrzeba to nam jak dziura w moście!

Inteligentny stolarz nie robi mebli z mokrych desek. W sprawach asymilacji narodowej, religijnej trzeba umieć czekać. Nie nawraca się nikogo metodą burzenia świątyń. Przeciwnie, oddaje się tamtemu wyznaniu wielką usługę., roznieca się płomień żarliwości.
A poza tym przecież trzeba pamiętać, że stoimy oko w oko z bolszewią, gdzie prawosławie jest strasznie prześladowane; stosując wobec prawosławia politykę tolerancji, zyskujemy sobie sympatię tamtej poniewieranej ludności. Gdyby ci, którzy te zarządzenia o burzeniu cerkwi wydają, znali historię, to by wiedzieli, że i Rosja, i Francja otaczały kościoły chrześcijańskie w Turcji swą opieką, a to ze względów politycznych. Pamiętam taki wypadek. Zbudowano dwa mosty przez graniczną rzekę - jeden most zbudowały władze kolejowe sowieckie, a drugi nasze. Sowietnicy zaprosili naszych kolejowców na otwarcie mostu, była też na tym otwarciu ludność pograniczna. Potem nastąpiło otwarcie mostu, poświęcił most ksiądz, potem poświęcił go pop. Ludność - w tych okolicach prawosławna - patrzyła i otwierała gęby ze zdziwienia. U nich popy w łachmanach, żebrzą po kryjomu, u nich cerkwie poburzone lub zamknięte, a tu pop święci most i władze sowieckie musiały na to patrzeć nieruchomo.
O! - to była prawdziwa propaganda, to była myśl mocarstwowa, to było przygotowanie do odebrania naszych ziem dziedzicznych, na których mieszka ludność katolicka i prawosławna pospołu. Pamiętam, jak się cieszyłem, gdy usłyszałem, że most sowiecki się załamał i ludność mówiła: "A co, jak bez Boga budowali". Burzenie świątyń prawosławnych to jeszcze jeden dowód, że rządzą nami ludzie niedorośli do rządzenia, którzy zmarnują mocarstwowe możliwości Polski.

Cat.


Powyższy artykuł był zamieszczony w wydawanym w Wilnie dzienniku "Słowo", nr z 31 lipca 1938 r., został jednak skonfiskowany.
Źródło: "Kwartalnik Historii Prasy Polskiej", 1988, XXVII, 3.



Strona główna | Fakty historyczne | Świadectwa epoki | Fotografie archiwalne | Historiografia | Pamięć historyczna | O nas | Mapa witryny


Wróć do spisu treści | Wróć do menu głównego